Uniwersytet Wrocławski Uniwersytet Wrocławski

Faculty of Mathematics and Computer Science

+ | -| =

Mapa

Language

Tuesday, January 13, 2015
Genialni

W sobotę 10 stycznia odbyło się spotkanie z Mariuszem Urbankiem oraz prof. Markiem Bożejką, którzy opowiadali o matematykach lwowskich oraz wrocławskich. Zachęcamy do zapoznania się z relacją z tego spotkania autorstwa Kamilli Jasińskiej, która ukazała się na:

uni.wroc.pl

Dużo anegdot i ciekawych historii, za biurkiem Mariusz Urbanek, przy tablicy prof. Marek Bożejko, na sali nie tylko matematycy, ale także młodzież, filolodzy, historycy i ci, którym bliski jest Lwów. Wzruszające opowieści, kończące się salwami śmiechu próby wytłumaczenia laikom, czym jest „przestrzeń Banacha” i ogromna kolejka po autografy. Tak wyglądały spotkania poświęcone książce „Genialni”, a zorganizowane w Instytucie Matematycznym 10 stycznia 2015 r.

Wydana jesienią 2014 r. najnowsza książka Mariusza Urbanka o lwowskich matematykach okazała się bestsellerem, a zainteresowanie nią przerosło najśmielsze oczekiwania tak wydawcy, jak i samego autora. W czasie zaledwie dwumiesięcznej obecności „Genialnych” na rynku wydawniczym, trzeba było zrobić cztery dodruki, a sprzedanych zostało do tej pory ponad 24 tys. egzemplarzy. Skąd tak ogromne zainteresowanie biografiami matematyków? – Może to jest magia lwowskiej szkoły matematycznej, może magia i legenda Lwowa, może legenda „Księgi szkockiej”, a może legenda Banacha, Steinhausa, Ulama i innych… – próbował dociekać Mariusz Urbanek.

Przedwojenna lwowska szkoła matematyczna tworzona była przez Stefana Banacha, Hugona Steinhausa, Stanisława Ulama, Stanisława Mazura i wielu innych, ale to właśnie tych czterech wielkich uczonych Urbanek uczynił głównymi bohaterami swojej książki. Współpracowali ze sobą, przeciwstawiając się matematykom z Warszawy i Krakowa. Dokonywali odkryć wyprzedzających swoje czasy, dzięki czemu zdobyli sławę, zaszczyty i światowe uznanie. Trafili nie tylko do podręczników akademickich, ale i do encyklopedii powszechnych. To właśnie ich fascynujące losy, niekiedy niewyobrażalne z dzisiejszego punktu widzenia kariery naukowe i pozanaukowe, tragiczne chwile i okresy chwały opisuje Urbanek, okraszając to ogromną liczbą anegdot. W tle pojawia się Lwów i cała Polska ze swoją burzliwą historią I połowy XX wieku.

Kim była ta wielka czwórka uczonych? Odpowiedź pojawia się już na pierwszej stronie książki:

  • STEFAN BANACH był nieślubnym dzieckiem niepiśmiennej służącej i rekruta c.k. armii, wychowankiem praczki. Został profesorem, choć zaliczył tylko dwa lata studiów. Nie przejmował się konwenansami, pasjonował plebejską piłką nożną, wydawał więcej, niż zarabiał. Za kołnierz nie wylewał, od uniwersyteckiej katedry wolał dworcowy bar, a niektórzy uważali go wręcz za alkoholika.
  • HUGO STEINHAUS, jedyny syn zamożnego dyrektora Towarzystwa Kredytowego, kształcony w Getyndze, w PRL w rubryce pochodzenie pisał „arystokracja plus burżuazja”. Nie pił i nie lubił, kiedy inni pili. Z krawatem się nie rozstawał, w rachunkach był więcej niż skrupulatny. Językowy purysta, uważał, że słowo „problem” nie istnieje, są wyłącznie „problematy”. A doktorantowi, który, przedstawiając się, podał nazwisko przed imieniem, gotów był złamać karierę.
  • STANISŁAW ULAM miał zostać adwokatem jak ojciec albo architektem jak dziadek. Ale wolał patrzeć w gwiazdy i czytać fantastyczno-naukowe powieści Juliusza Verne’a. Był chodzących w chmurach marzycielem, któremu przyszło budować w Los Alamos bomby atomowe zrzucone na Hiroszimę i Nagasaki. A potem rozpoczął prace nad skonstruowaniem jeszcze straszniejszej bomby wodorowej, którą chciał zapewnić światu pokój.
  • STANISŁAW MAZUR, potomek statecznego właściciela cukierni, był komunistą, który wierzył, że komunizm to najlepszy na świecie ustrój, ale nie chciał korzystać z przywilejów, jakie mu oferował. Słynął z poczucia humoru, błyskawicznego refleksu i niechęci do publikowania nawet najbardziej odkrywczych prac. Poza tym szybko się nudził i nie radził sobie nawet z prostymi rachunkami podczas zakupów w kiosku Ruchu.

W świecie zwykłych ludzi raczej by się nie spotkali (…). W świecie matematyki stworzyli legendę (…). Przeszli do historii nauki i do anegdoty. Tam, gdzie trafiają tylko genialni.

Co zainspirowało Mariusza Urbanka, który do tej pory zajmował się biografiami głównie literatów, do pochylenia się nad życiem matematyków? Trzy fakty: ludzie, jakimi byli ci matematycy, miejsce, jakim była kawiarnia Szkocka i rzecz, jaką był zwykły zeszyt w marmurkową okładkę, który przeszedł do historii jako „Księga szkocka”. – Będąc na studiach na Uniwersytecie Wrocławskim, o Steinhausie słyszałem różne rzeczy, które przemawiały do mojej wyobraźni. Steinhausowi zawdzięczam to, że do dzisiaj świadomie wystrzegam się używania słowa naukowiec. To on napisał kiedyś, że różnica między uczonym a naukowcem jest taka sama, jak między artystą a sztukowcem. To dzięki m.in. Steinhausowi nigdy nie przedstawiam się, używając najpierw nazwiska, a potem imienia. To właśnie Steinhaus wymusił niegdyś na władzach Uniwersytetu wydrukowanie alfabetycznego spisu pracowników uczelni w kolejności najpierw imię, potem nazwisko, co było ukłonem w stronę piękna logiki i wymogów języka polskiego. Od tego zaczęło się moje wchodzenie w lwowską szkołę matematyczną. Potem rósł mój podziw dla matematycznej wyobraźni. Jaka wyobraźnia jest potrzebna, by zostać wybitnym matematykiem? Ogromna! Dlaczego zwykli ludzie nie mają w ogóle pojęcia, nad czym pracują matematycy? To właśnie dlatego chciałem napisać książkę o ludziach, którzy mnie zainteresowali, o tym, że byli wielkimi uczonymi, wybitnymi matematykami. Chciałem też pokazać, że byli oni fascynującymi ludźmi o bardzo bogatych życiorysach, o zainteresowaniach wybiegających niejednokrotnie bardzo daleko poza ramy, którymi się zajmowali, że byli ludźmi, którzy oprócz robienia matematyki, musieli jednocześnie zmagać się z XX wiekiem w historii Polski, Europy i świata. Na życiorysie każdego z tych ludzi odcisnęły się dwie wojny i dwa największe totalitaryzmy, jakie trafiły się w historii ludzkości. Musieli się jakoś wobec tych wyzwań i traum odnaleźć. Jedni zrobili to lepiej, inni gorzej. Jedni zasłużyli na miano bohaterów, inni zwyczajnie próbowali przeżyć. Te postacie, to ludzie o nazwiskach obecnych we wszystkich encyklopediach nauki, ale też w encyklopediach popularnych na świecie. To ludzie, których nazwiska towarzyszą twierdzeniom, zasadom, tezom. Oni wszyscy przeszli do historii. O tym wszystkim chciałem opowiedzieć ludziom, którzy podchodzą do matematyki jak do jeża.

Jak o matematykach napisać tak, by zrozumieli to laicy? Urbanek wyjaśnił to, przytaczając przykład twierdzenia Borsuka-Ulama o antypodach. Twierdzenie to można opisać na trzy sposoby: pierwszy będzie zrozumiały wyłącznie dla matematyków, drugi według matematyków będzie tak oczywisty, że zrozumieją go wszyscy. Urbanek przyznał się, że w długim procesie intelektualnym próbował je zrozumieć, ale się nie udało. Autorem trzeciego sposobu opisu jest Steinhaus, który wytłumaczył je na swój sposób, wyprowadzając z niego własne twierdzenie o kanapce z serem i szynką: jeśli kanapka składa się z chleba, sera i szynki, to istnieje płaszczyzna, która dzieli na połowę jednocześnie chleb, szynkę i ser. O to właśnie chodzi w tajemniczo brzmiącym twierdzeniu Borsuka-Ulama. O matematykach starałem się pisać właśnie na ten trzeci sposób – podsumował autor „Genialnych”. Dotychczasowy sukces książki pokazuje, że to był dobry wybór.

Jaki związek ma lwowska szkoła matematyczna z Wrocławiem? To do Wrocławia przyjechał Steinhaus i to tu wznowione zostały przedwojenne „Studia Mathematica”. To było wyraźnym sygnałem, że to właśnie Wrocław kontynuuje lwowską tradycję. To tu powstała „Nowa księga szkocka”, do której od 1946 r. przez blisko pół wieku wpisano prawie tysiąc „problematów”, z których znaczna część została już rozwiązana na łamach różnych czasopism. [Zob. „Nową księgę szkocką”]. To do Wrocławia przyjechali inni uczeni ze Lwowa na czele z prof. Stanisławem Kulczyńskim, botanikiem, byłym rektorem Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie, kierownikiem Grupy Naukowo-Kulturalnej i pierwszym rektorem Uniwersytetu Wrocławskiego. To oni – lwowiacy, przeszczepiali tu wysoki etos pracy naukowej, tworząc od podstaw polską uczelnię na niemieckich gruzach. Uczniami przybyłych ze Lwowa uczonych takich jak Steinhaus, byli obecni profesorowie, którzy stworzyli własną wrocławską szkołę matematyczną. Do największych należeli m.in. Edward Marczewski, Bronisław Knaster, Władysław Ślebodziński, Andrzej Hulanicki, Stanisław Hartman, Kazimierz Urbanik i wielu innych.

„Naukowym wnukiem” Steinhausa miał szczęście być prof. Marek Bożejko. To właśnie on próbował wyjaśnić, czym jest „przestrzeń Banacha”, opowiadając przy tym wiele anegdot z życia dzisiejszego Instytutu Matematycznego UWr. Najwięcej śmiechu wywołała próba wytłumaczenia zebranym w audytorium Hugona Steinhausa słuchaczom, czym jest twierdzenie Banacha o tzw. fix-punkcie. Ponieważ na sali przeważali nie-matematycy, można zaryzykować stwierdzenie, że jednak się to nie udało, pomimo przekonującego wywodu i przemawiających do wyobraźni wykresów i obrazków np. marynarza z tatuażami…